Problem, który nie boli od razu
To nie jest ból po kontuzji. To nie jest skręcenie, złamanie ani uraz, który zmusza Cię do działania. Problem, o którym mówimy, jest cichy. Działa w tle. Rozgrywa się gdzieś między podeszwą a stawem skokowym, między ścięgnem Achillesa a dolnym odcinkiem kręgosłupa.
Czasem zaczyna się od uczucia zmęczenia. Czasem od niechęci do chodzenia boso po twardej podłodze. Innym razem od tego, że palce mają za mało miejsca. A potem, miesiąc po miesiącu, coś się zmienia. Łuk stopy jakby się spłaszcza. Bóle pięty stają się częstsze. Stopy są sztywne rano, trudno je „rozchodzić”.
Ale przecież masz dobre buty. Markowe. Amortyzowane. Takie, jakie polecają w reklamach. Dlaczego więc ciało daje sygnały, jakby czegoś mu brakowało?
Czego brakuje we współczesnych butach?
Nowoczesne obuwie powstało z myślą o ochronie – miało izolować od podłoża, stabilizować stopę, zapewniać wygodę. I rzeczywiście: w zimie nie marzną stopy, po asfalcie chodzi się „miękko” i teoretycznie pięta jest otoczona ,,milusią” poduszką prawda?
Ale jest też druga strona tego medalu.
Większość dzisiejszych butów ogranicza naturalny ruch stopy. Sztywne podeszwy nie pozwalają jej się zginać. Zapiętki usztywniają staw skokowy. Czubki ściskają palce, zmuszając je do nienaturalnego ułożenia. I co może najważniejsze – podniesiona pięta, obecna w ogromnej większości butów (nawet tych, które nie wyglądają na „na obcasie”) przesuwa środek ciężkości ciała do przodu.
To wszystko razem sprawia, że stopa przestaje pracować tak, jak została zaprojektowana przez naturę. A skoro przestaje pracować, musi ją zastąpić coś innego – kolana, biodra, kręgosłup. I tak zaczyna się kaskada przeciążeń.
W skrócie? But, który miał pomagać, zaczyna wyręczać. A ciało – które miało się poruszać w harmonii – zaczyna ten ruch upośledzać i przestaje z Tobą współpracować.
.png)
.png)

.png)

